Inwestorzy zagraniczni na GPW


Warszawska giełda jest największa w Europie Środkowo-Wschodniej, ale wysoki udział (ponad 40-proc. obrotów) mają w niej inwestorzy zagraniczni. Dla globalnych graczy Polska jest tylko jednym z wielu rynków wschodzących. Można powiedzieć, że GPW jest tylko kroplą na oceanie zagranicznego kapitału.
Przed międzynarodowym kryzysem finansowym z 2009r. bywało, że jednakowo traktowano wszystkie inwestycje kapitałowe we wszystkich krajach Europy Środkowo-Wschodniej i byłych krajach postkomunistycznych. Ostatnio, na skutek rosnącego zróżnicowania gospodarczego w tym regionie, zaczyna się to stopniowo zmieniać. Polska jest w koszyku krajów obejmującym Europę Środkową, Bliski Wschód i Afrykę EMEA (Europe, the Middle East, Africa). Dla inwestorów zagranicznych Polska jest więc tylko punktem w ciągu mniej i bardziej rozwiniętych gospodarek sąsiadujących z Europą Zachodnią. Na podobnej zasadzie wschodząca Azja jest połączona z Japonią, a Ameryka Południowa przyklejona do Stanów Zjednoczonych. Co nie znaczy, że analitycy w Londynie, Nowym Jorku czy Tokio nie śledzą sytuacji w Warszawie.

Oprócz samych spółek, inwestorzy zagraniczni obserwują także kondycję polskiej gospodarki, a więc najważniejsze wskaźniki makroekonomiczne: PKB, inflację, bezrobocie, produkcję i konsumpcję. Jeśli nie mają czasu albo analityków od Polski, zdają się na rekomendacje wielkich banków inwestycyjnych. Działają one jak samospełniające się przepowiednie. Jeżeli Goldman Sachs mówi kupuj lub sprzedaj polskie akcje, musi to wpłynąć na zachowanie indeksów w Warszawie. A jeśli na giełdzie zaczną działać inwestorzy zagraniczni, krajowi prędzej czy później zrobią to samo. W Warszawie przeżywamy te same wahania akceptacji ryzyka, stóp procentowych, cen surowców i kursów walut co w USA. Giełdy na całym świecie są ze sobą coraz bardziej powiązane.

Inwestorzy zagraniczni codziennie oceniają za pomocą specjalistycznych analiz relatywną atrakcyjność polskiego rynku i w razie potrzeby przesuwają kapitał gdzie indziej.
Nasza giełda często reaguje mocniej na wydarzenia zagraniczne niż na komunikaty GUS, bo na informacje z zagranicy reagują gracze globalni. W takiej sytuacji nie powinno dziwić, np. spadki na GPW na skutek trzęsienia ziemi w Japonii czy zamieszek w Kairze. Bardzo duża wahliwość kursów jest właściwie codziennością od czasu kryzysu finansowego. Jest to skutkiem tzw. handlu wysokiej częstotliwości (HFT; High Frequency Trading), czyli transakcji sterowanych przez specjalistyczne systemy informatyczne.

Na otwarcie w Warszawie największy wpływ ma zamknięcie giełd w Nowym Jorku, a także to, co działo się w nocy w Tokio i Hongkongu. Przed południem jest kilka godzin na reakcje na informacje z Europy i z Polski. Giełda reaguje na dane ze spółek, publikację wskaźników inflacji, bezrobocia, produkcji, itp. Ale już około południa zaczyna się gra pod otwarcie w USA. Inwestorzy próbują przewidzieć, w jakich nastrojach obudzą się gracze w Ameryce i zarobić na zmianach, jakie mogą nastąpić w ciągu kilku godzin równoległego handlu. Warszawa zasypia zapatrzona w Nowy Jork.

W przyszłości GPW będzie jeszcze bardziej międzynarodowa. Nowe prywatyzacje i wzrost liczby zagranicznych emitentów zwiększą zainteresowanie inwestorów zagranicznych. W 2011 r. ich udział w obrotach może przekroczyć poziom 50-proc. Wystarczy spojrzeć na giełdę w Budapeszcie - firmy węgierskie rozważają przeniesienie do Warszawy, bo na ich giełdzie panuje stagnacja i niedobór kapitału. Zainteresowanie GPW wyrażają również kolejne firmy z krajów b. ZSRR, m.in. z Ukrainy i Gruzji, które chcą być notowane w Unii Europejskiej, ale giełda we Frankfurcie jest dla nich za droga. W maju 2011 r. swoje biuro w Warszawie otworzył amerykański bank inwestycyjny Goldman Sachs, który będzie doradzać spółkom wchodzącym na GPW, a także analizować Polskę.

This entry was posted on 6.12.11. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.

Leave a Reply